Wszystko zaczęło się od tego, że pewien czarnowłosy, wysoki, 16-nastoletni chłopiec o pogodnym uśmiechu nazwany Mark Santore przeprowadził się na wieś. Było to w wakacje więc nie wiedział do jakiej szkoły będzie chodził. Był często znudzony. Na duchu podtrzymywała go jedna myśl. Rodzice założą stadninę koni. Zawsze powtarzał że koń to jedyne zwierzę które ,,nie zapomina" o przyjacielu. Chciał mieć takiego przyjaciela. Nie był kujonem czy prymusem. W dawnej szkole miał przeciętne oceny ale nie najgorsze. Miał psa Milkę. Lecz ona nie była dla niego takim ,,przyjacielem" jakim byłby koń. Fakt nie opuszczała go na krok ale on nie czuł do niej przyjaźni. Często siedział na laptopie. Tak mijały mu dni. Nagle gdy wszystko było ułożone, rodzice wzięli kredyt by założyć stadninę. Gdy sprowadzili konie, (Mark niestety nie wiedział kiedy) i gdy nastolatek zbiegł natychmiast do stadniny, zobaczył masę koni. Było ich ok. 17 - każdy inny! Lecz gdy podszedł do boksu nr 13 zobaczył klacz. To była kara klacz z jasnymi plamami. Gdy się odwróciła spojrzeli sobie w oczy. Klacz zarżała cicho ale wesoło, a Mark uśmiechnął się. Pomyślał o tym że to może być jego koń. Nikt na nim nie będzie miał prawa jeździć! A nazywała się Soraya. Brdzo spokojne imię. Chciał już ją wyprowadzić z boksu i na oklep pojechać po polu. Jego myśli rozwiała szczekająca Milka.
To pewnie obiad , pomyślał Mark i poszedł głaszcząc Sorayę po głowie.
Wszedł do kuchni i zobaczył mamę która jeszcze latała po kuchni jak opętana. Tata siedział przy stole i czytał gazetę - jak zwykle... Nastolatek usiadł na krześle i czekał na obiad. Jego matka już podała naleśniki na stół. Wziął od razu jednego na talerz i zaczął smarować dżemem. Złożył w trójkąt i zaczął jeść.
-Mark, skarbie... Razem z ojcem pomyśleliśmy że jak już dzieci zapiszą się na lekcję będziesz instruktorem... Zawsze tak dobrze wychodziła ci jazda konna... -Powiedziała matka siadając przy stole.
Mark przytaknął głową.
-Czyli się zgadzasz? -Spytał ojciec zaczynając jeść.
-Tak zgadzam się... Ale... -Powiedział chłopak. - Ale nikt nie może jeździć na Sorayi.
-Ale.. No bo chcieliśmy żeby to był koń dla początkujących...
-Jeśli nie to nie... Nie mogę być w tedy instruktorem... -Odpowiedział poważnie.
-No no dobrze... Ale to TY masz się zajmować tą klaczą! -Powiedzieli zgodnym tonem.
-Oczywiście... -Skończył jeść i pobiegł na górę. Wpadł do swojego pokoju i położył się na łóżku. Potem kolacja przepłynęła spokojnie a on sam położył się spać o 23.00 . Śnił o Sorayi i o tym jak razem jeżdżą po polach i łąkach.
<C.D.N>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz